Stockowe obrazki na blogu

Wpis sponsorowany, zgodnie z etyką blogvertisingu.

Kiedy ktoś pyta mnie o to, jak ma odnieść sukces z blogowaniu, zawsze powtarzam, że musi przygotować dla czytelników coś, czego nie znajdą nigdzie indziej. Mogą to być artykuły z unikalnymi informacjami lub opiniami, albo po prostu ta sama treść, co w innych miejscach, ale przedstawiona w ciekawszy, łatwiejszy w zrozumieniu, albo inaczej wyróżniający się sposób.

Jedną z metod na to, by nasze wpisy się wyróżniały, jest uatrakcyjnienie ich odpowiednimi grafikami. A skąd je brać? Pisałem już o dwóch możliwościach — pobieraniu z Flickra albo wykorzystywaniu tych już udostępnionych, zgodnie z prawem cytatu. Dziś będzie o kolejnym źródle wysokiej jakości zdjęć i grafik — banku zdjęć stockowych Depositphotos.

Banki tzw. stocków to kolekcje olbrzymich ilości zdjęć i grafik wektorowych. Są one przygotowywane przez profesjonalistów, którzy zamiast sprzedawać pojedyncze zdjęcia za setki dolarów do ilustracji artykułów, wolą udostępniać je za mniejsze pieniądze, aby były wykorzystywane szerzej. Nie ma się co okłamywać — są to zdjęcia o jakości, której fotograf-amator prawdopodobnie nigdy nie osiągnie. A dzięki temu, że trzeba za nie (jednak trochę) zapłacić, nie będą nigdy tak powszechnie wykorzystywane, jak te o bezpłatnych licencjach (np. GNU FDL lub Creative Commons).

To, że zapłacimy za zdjęcie kupione w banku zdjęć, nie oznacza jeszcze, że możemy z nim zrobić, co nam się żywnie podoba. Zazwyczaj w licencjach mamy do czynienia z różnymi ograniczeniami. W Depositphotos istnieją dwie: standardowa i rozszerzona.

Kupując obrazek w licencji standardowej możemy:

  • wykorzystywać go w druku (artykuł w gazecie) lub na blogu, dowolną ilość razy,
  • wstawiać go na bloga w rozdzielczości nie większej, niż 1 600×1 200 pikseli (w innym banku, z którego czasem korzystam, limit wynosi 800×600 pisekli),
  • wykorzystać go do celów komercyjnych (np. do stworzenia prezentacji, którą będziesz sprzedawać na łamach bloga), jeśli cel jego użycia jest podrzędny w stosunku do samego produktu — bo klient kupuje prezentację dla jej merytorycznej treści, a wykres z zakupionej grafiki wektorowej służy tylko do wizualnego uatrakcyjnienia.

W licencji rozszerzonej możemy dokładnie to samo, przy czym możemy sprzedawać produkty z zakupionym obrazkiem nawet wtedy, gdy to obrazek „odgrywa główną rolę w produkcie i dodaje mu wartości” (cytat z objaśnienia licencji). Ten przypadek wystąpi wtedy, gdy np. zrobimy koszulkę z motywem kupionego obrazka — użytkownik kupi tę konkretną koszulkę tylko z racji nadruku.

Teraz kilka słów odnośnie samych kosztów. Z Depositphotos można korzystać w dwóch modelach: abonamentowym i pre-paid, w którym płacisz za każde pobranie.

W pierwszym wariancie możesz pobierać zdjęcia i grafiki w dowolnym rozmiarze, w określonej dziennym limitem liczbie. Plan z 5 obrazami dziennie będzie kosztować 69$ za miesiąc, albo 649$ za rok. Im większy limit, tym taniej — przy limicie 200 pobrań dziennie opłata miesięczna to 1 259$ (albo 10 999$ za rok). O ile dobrze patrzę, w modelu abonamentowym możemy pobierać tylko grafiki w licencji standardowej. Tak czy siak, w mojej ocenie większości z nas takie plany się nie przydadzą.

Drugi wariant to zakup ważnych przez rok kredytów, według przelicznika 50 kredytów = 50$. Znów, im więcej, tym taniej — 1 000 kredytów to koszt 905$. Ważne jest przy tym, że zależnie od konkretnego zdjęcia czy grafiki, za pobranie ich w określonej rozdzielczości, zapłacisz różną kwotę.

Weźmy jedną przykładową grafikę wektorową. Możemy pobrać ją jako grafikę wektorową za 20 kredytów w licencji podstawowej albo 80 kredytów w rozszerzonej. Możemy ją też pobrać jako obrazek JPG, w cenie zależnej od rozdzielczości: począwszy od 1,5 kredytu (346×346 pikseli) aż do 18 kredytów (4 000×4 000 px). Podobne ceny są w przypadku zdjęć, też mocno zależą od rozdzielczości.

Pewną ciekawostką jest obecność w Depositphotos programu partnerskiego. Z tego, co widzę, może być interesujący szczególnie dla osób prowadzących witryny o fotografii. Wynagrodzenie jest bowiem naliczane za:

  • emisję bannera — 10 lub 20$,
  • zakup obrazków — 15% wartości pliku, lub 4-10% wartości abonamentu,
  • sprzedaż obrazków — 0,03$ za każdą sprzedaż.

Co się spodoba osobom bardziej leniwym, można pobrać grafiki bannerów reklamowych w języku polskim, o różnym rozmiarze, więc w zasadzie od razu po zapisaniu się można przystąpić do promocji tego programu.

Sam ze zdjęć stockowych korzystam głównie na moich serwisach o budownictwie. A Wy?

11 komentarzy do “Stockowe obrazki na blogu”

  1. A ja wychodzę na wyszukiwarkę Google Grafika, w minutę znajduję super fotkę i wrzucam do wpisu na blogu. Przecież to jest Internet, taka jest idea jego istnienia. Niepotrzebnie utrudniasz kwestię. Jakoś tak działam kilka lat i nikt mi złego słowa nie powiedział.

  2. A ja się zastanawiam kto kupuje te zdjęcia. Przecież są one bardzo drogie. Przeciętnego blogera raczej na to nie stać.

  3. Ja rozumiem, że kolega Jerry zrobił skrót myślowy i wrzuca jedynie zdjęcia na licencji Creative Commons a nie każde zdjęcie które mu się podoba. W przeciwnym razie to zwykła kradzież. Są darmowe bazy zdjęć stockowych, zazwyczaj przeciętnej jakości oraz płatne gdzie jest w czym wybierać.

    Pozdrawiam

  4. @Jerry: ja też tak czasami robię, pilnując tylko, żeby zdjęcie wkleić do wpisu na prawach cytatu. Tylko raczej staram się znaleźć zdjęcie unikalne, którego na polskich portalach nie ma, żeby to właśnie ono mogło później wyświetlać się jako pierwsze przy wyszukiwaniu obrazków.

  5. A ja robię i obrabiam zdjęcia sam, ale wynika to nie z oszczędności a z charakteru bloga. Swoją drogą, to zdjęcia z Depositphotos są dosyć drogie, ale jak ktoś ma bloga generującego spore zyski, to pewnie się opłaci, bo w zamian dostaje jakość i oszczędza czas.

  6. W moim przypadku sprawa wygląda zupełnie inaczej. Stworzyłem listę serwisów udostępniających na licencji CC – oczywiście, z których pobieram legalnie zdjecia. Mam zamiar napisać o tym spory wpis, bo niektóre z nich są niszowe i unikalne, jak opublikuję – dam znać.

  7. Według mnie osoby chcące płacić za zdjęcia bądź grafikę by potem zamieścić je na blogu lub stronie, mogą skupić się na małych rozmiarach obrazków co wiąże się z niskimi kosztami zakupu. W niektórych serwisach możemy znaleźć zdjęcia o rozmiarach 550 x 360, które pasować będą idealnie do wpisu na blogu. Tego typu elementy kosztują w granicach jednego dolara co tak naprawdę nie jest ogromną inwestycją, a na dłuższą metę na pewno się nam to opłaci. A jak sam autor powyższego artykułu wspomniał na samym jego początku – chcąc odnieść sukces w blogowaniu musimy zaopatrywać naszych czytelników w unikalną treść, w skład której wlicza się też grafika.

  8. stocki są bardzo pożyteczne, grunt to znaleźć dobrego taniego stocka. na pytanie kolegi u góry odpowiadam: te obrazki kupują głównie agencje projektujące strony internetowe, agencje reklamowe (na plakaty, ulotki, bannery) i serwisy internetowe (te większe, mainstreamowe)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *