22
11
12

Nasze (blogerów) wady z punktu widzenia reklamodawców

Niedawno ponarzekałem sobie na blogerów, dziś też będzie trochę narzekania, ale to nie ja będę narzekać. Znalazłem bowiem świetny materiał opracowany przez Natalię Hatalską i Instytut Millward Brown pt. „Blogosfera 2012 – Badanie opinii marketerów na temat wizerunku blogerów, reklamy na blogach i przyszłości działań reklamowych w blogosferze”.

Dokument możecie ściągnąć bezpłatnie w modelu „zapłać tweetem/wzmianką na FB” i gorąco do tego zachęcam, bo warto!

A ja sobie go zaraz po ściągnięciu zacząłem czytać i dotarłem do miejsca, w którym respondenci (marketerzy) opisywali wady blogerów z ich punktu widzenia (str. 24). Nie, żeby to było dla mnie jakimkolwiek zaskoczeniem, ale mimo to chciałem się do tego odnieść. Weźmy to, co pojawiało się najczęściej:

Nieprofesjonalne podejście do współpracy, nieterminowość, niewywiązywanie się z ustaleń.

Czyli bloger umawia się na przeprowadzenie kampanii reklamowej z firmą, a później nie chce dotrzymać tej umowy, ma problemy z terminowym uruchomieniem kampanii albo napisaniem wpisu.

Częściowo można to zrozumieć. Blogowanie to raczej hobby, nie praca. Jeśli więc reklamodawca podsyła materiał do publikacji o godzinie 16:55 a my akurat mamy zaplanowane miłe popołudnie w towarzystwie przyjaciół, odkładamy jego publikację na kolejny dzień. Mało który bloger siedzi przy komputerze całymi dniami i jest w stanie w dowolnym momencie zareagować na taką wiadomość.

Nie widzę jednak powodu, dla którego blogerzy nie mają reklamodawcy ułatwiać życia. Jeśli siedzisz przed komputerem do 17 i nie możesz się doczekać na odpowiedź od reklamodawcy, podaj mu swój numer telefonu. Albo uprzedź go wcześniej, że jeśli nie podeśle Ci materiałów do 17, to opublikujesz je dopiero następnego dnia. A potem wieczorem zaloguj się na pocztę choćby na chwilę, by sprawdzić, czy masz wiadomość od niego w skrzynce.

Tyle, jeśli chodzi o terminowość.

Niewywiązywania się z innych ustaleń nie potrafię zrozumieć. Jeśli umawiam się z reklamodawcą, że napiszę dwa wpisy na temat jego produktu i wyślę mailing do moich subskrybentów, to muszę to zrobić. Choćby się waliło i paliło. Jeśli umówię się z nim na wpis pochwalny, albo publikację dostarczonego tekstu reklamowego bez możliwości wprowadzania w nim zmian, to też muszę to zrobić. Głównie po to, by uświadomić sobie, jakim durniem jestem i jak bardzo nie powinienem się w ogóle na coś takiego zgodzić, ale to inna historia. Jeśli zaproponowany układ mi się nie podoba, to po prostu mówię „dziękuję, nie” i pozamiatane.

I jeszcze to nieprofesjonalne podejście do współpracy, które może mieć taki charakter, jak opisany tutaj. Bardzo głośna sprawa w tamtym momencie…

Weźmy inny cytat z raportu:

Zdecydowanie trzeba ich bardzo pilnować i systematycznie kontrolować, co umieszczają i w jakim charakterze piszą o marce, z którą współpracują, bo często mimo wcześniejszego briefu, nie do końca się do niego stosują. Płacąc blogerowi za współpracę i zrobienie jakiegoś materiału, nie chciałabym poświęcać aż tyle czasu na kontrolowanie i przypominanie o terminach wpisów, charakterze wpisu itd. Chciałabym, aby traktowali to jako układ biznesowy, w końcu im za to płacimy, więc oczekujemy, że wszystko będzie w terminie i bez przypominania jak nauczyciel, czy dziecko odrobiło pracę domową.

Chyba doskonale podsumowuje to, co napisałem powyżej.

I jeszcze jeden, z wytłuszczonym przeze mnie fragmentem:

Łamanie danego słowa, kłamanie, (…), sprowadzanie współpracy jedynie do kampanii reklamowej.

Tu już (mam na myśli ten zaznaczony kawałek) przestałem rozumieć o co chodzi. Czy może inaczej: wciąż rozumiem, co autor tych słów miał na myśli, ale uważam, że coś mu się pomyliło.

Współpraca między blogerem a firmą ma zawsze charakter kampanii reklamowej. Jeśli przychodzi do mnie firma i oferuje mi pieniądze za umieszczenie bannera reklamującego ich produkt, płaci za to i to właśnie dostaje. Nie dostaje w gratisie mojej miłości do tego produktu oraz zachęcania moich znajomych i rodziny to tego, by z niego skorzystali. Mogę ewentualnie w ramach promocji dołożyć wzmiankę na Facebooku: „zobaczcie jaki mam fajny nowy banner, kliknijcie w niego i sprawdźcie stronę reklamodawcy” — bo w ten sposób podbijam mu bezpośrednio przez niego mierzone wyniki, co działa na moją korzyść.

Ja mam świetne doświadczenia ze wszystkimi firmami, z którymi komercyjnie współpracowałem. Wszystkie mógłbym polecić swoim przyjaciołom, ale nie dlatego, że reklamowałem je u siebie. Poleciłbym ich produkty, bo uważam, że są wartościowe — gdyby takie nie były, to bym ich nie reklamował u siebie, za dużo mam do stracenia.

Jeśli reklamodawcy wydaje się, że płacąc za banner czy wpis sponsorowany dostaje jednocześnie dozgonną wdzięczność i miłość blogera, to coś mu się pomyliło. Może tak to działa w przypadku papierowych dziennikarzy, nie wiem.

A jak te wszystkie opinie i podejście reklamodawców można podsumować? Myślę, że tak:

  • reklamodawcy wciąż podchodzą z rezerwą do kampanii reklamowych na blogach,
  • bo blogerzy są dla nich niezbyt wiarygodnymi partnerami,
  • do tego trudnymi we współpracy,
  • co jednak często bierze się z niezrozumienia naszego podejścia do blogowania,
  • ale także z wygórowanych oczekiwań.

I znów powtarzam: pamiętajcie o tym, że reklamodawcy są naszymi partnerami. Wszyscy (blogerzy) tracimy na nieprofesjonalnym podejściu kilkunastu czy kilkudziesięciu kretynów.

Widocznie jestem zbyt mało popularny, by moje apele cokolwiek miały zmienić…

Autor:Krzysztof Lis | Tagi:



Wpisy powiązane tematycznie:

12 komentarzy do artykułu “Nasze (blogerów) wady z punktu widzenia reklamodawców”

  1. Nie podoba mi się gdy bloger używa wulgarnego języka i dziwie się, że Ty używasz w artykule takiego określenia jak „kretyni”.

  2. @Czasem: ale Ty tak na serio, czy piszesz tylko po to, by pozostawić linka do swojego serwisu?

  3. Podpisuję się pod tym co napisałeś. Jestem co prawda totalnym amatorem jeśli chodzi o blogowanie i traktuję to jako weekendowe hobby. Twoje podsumowanie nt. relacji między reklamodawcą a blogerem/wydawcą można z powodzeniem przenieść na ogólny grunt klientusługodawca, gdzie moim zdaniem 70% sukcesu to po prostu komunikacja. Lepsza jest wiadomość o niewywiązaniu się z jakiegoś ustalenia i zaproponowanie lub określenie nowego terminu niż brak informacji i niepotrzebne domysły. Podobno zadowolony klient zapewnia czterech innych. Pozdrawiam

  4. My współpracujemy z kilkudziesięcioma blogerami i prowadzimy kampanie dla kilku dużych marek. Blogerzy coraz częściej z powodu tego, że ktoś się do nich zgłosił czują się jak królowie świata niestety – żeby zrobić coś dla nich to wszyscy wyciągają łapki, jeśli się ich o coś poprosi – oburzają się i jak źle trafisz, to jeszcze obsmarują markę na blogu i facebooku zamiast sprawę spokojnie wyjaśnić.
    Zdarzają się sytuacje, gdzie bloger, reprezentant danej marki potrafi na blogu zachwycać się nad jakimiś gadżetami i produktami, a w kuluarach jechać po marce jak po szmacie. Wcześniej tego nie robiliśmy, ale teraz wielu osobom podziękowaliśmy za współpracę i mam nadzieję, że wszystkie agencje pokażą wszystkim tego typu krzykaczom, że w ciągu 5 sekund ich wielka sława może zgasnąć. Nie wspominam już o blogerach, którzy proszą się kilka razy dziennie o nowe próbki produktów, żeby później na blogu napisać o czymś „gówno” – nie wymagamy pozytywnych recenzji, bo dla nas liczy się opinia i ewentualna krytyka, ale konstruktywna – da się chyba przy tym zachować jakiś wyższy poziom…
    Kolejny typ to blogerzy podpisujący umowę, którzy w pewnym momencie zaczynają wrzucać co drugi post w produktami konkurencji… krew zalewa, bo dziękując takiej osobie za współpracę narażasz się jeszcze na zmieszanie z błotem.

    Jest w tym moim zdaniem niestety trochę „zasługi” blogerów typu kominek, którzy bez tego typu akcji (patrz dr oetker) dziś by nie istnieli i wielu blogerów wychodzi z założenia, że jeśli nie narobią komuś szamba to nikt o nich nie usłyszy, a sława jest przecież taka fajna…

  5. @Anonym: co do większej części komentarza, to doskonale rozumiem Twoje zastrzeżenia.

    Moje poważne wątpliwości budzi tylko jeden fragment:

    Kolejny typ to blogerzy podpisujący umowę, którzy w pewnym momencie zaczynają wrzucać co drugi post w produktami konkurencji… krew zalewa, bo dziękując takiej osobie za współpracę narażasz się jeszcze na zmieszanie z błotem.

    Mam nadzieję, że źle Cię zrozumiałem, ale wychodzi na to, że podpisując umowę na jakąś kampanię reklamową oczekiwałbyś od blogera wyłączności, żeby nie pisał nic o konkurencji. Jeśli tak, to się z nim po prostu na taką wyłączność umów, bo ona nijak nie wynika z tego, że ktoś podpisuje kampanię na emisję bannera czy dwa wpisy sponsorowane. Bloger musi zapewnić czytelnikom rzetelne informacje, do tego należy m.in. informowanie o nowościach na rynku — wszystkich, włącznie z konkurencją Twojego klienta. Więc jeśli teraz oczekujesz od niego, żeby przez jakiś czas się z tym wstrzymał, to mu to wprost powiedz.

  6. A sobie poczytałam 🙂
    Ciekawe…
    Zainteresowało mnie …

  7. Nigdy nie miałem do czynienia z reklamodawcą. Czy ten nie może blogerowi wysłać w głupim mailu regulaminu, czy warunków ich współpracy? Taki układ zaczyna się od: „masz tutaj nasze buty i weź je zareklamuj na blogu”?

    Nie wierzę, że ludzie w dzisiejszych czasach potrafią się umawiać „na gębę.” Można chyba ustalić co autor bloga ma robić. Jak wyczerpujący ma być ten test/opinia itd. Rzetelność to inna sprawa.

  8. @Krzysiek, my nie współpracujemy z blogerami (na ogół) na zasadzie „macie od nas paczkę, zróbcie kilka zdjęć i wrzućcie na bloga”, tylko na zasadzie „zostajesz ambasadorem marki, dostajesz od nas co jakiś czas produkty na użytek własny, na konkursy, pomoc techniczną i promocję, ale nie reklamuj bezpośredniej konkurencji w okresie trwania umowy”. Jeśli prosimy o recenzję w zamian za wysłanie produktów to oczywiste jest, że nie wymagamy, aby później ktoś nie pisał o produktach konkurencji.
    My podpisujemy umowę gdzie to jest jasno napisane. Nie możemy nazywać, ani komunikować na stronie marki, czy jej facebooku potocznie zwanego ambasadora np BMW, który na co dzień będzie jeździł Audi i co drugi post będzie pisał o Audi… Nie zabraniamy oczywiście takiej osobie pisać o motorach, czy innych markach, które nie są bezpośrednią konkurencją. (bmw i audi to przykład, nie realny klient)
    Chodzi mi w ogólności o to, że mam wrażenie, że blogerzy chwytają się często wszystkiego byle coś dostać/zarobić, ale nie potrafią w wielu przypadkach trzymać się umowy, którą podpisują.

  9. @Anonym: teraz rozumiem, w takich okolicznościach zupełnie się nie dziwię, że jesteście niezadowoleni.

    Dla mnie spełnienie warunków umowy jest sprawą bezdyskusyjną. Jeśli nie jestem w stanie zrobić tego, co obiecałem, albo nie biorę pieniędzy, albo wyrównuję jakoś to w inny sposób, jeśli tylko mogę. Ale może ja jestem jakiś niedzisiejszy?

  10. Teraz czekam na wpis „ich (reklamodawców) wady z punktu widzenia blogerów”. Sam bym dodał dwa grosze od siebie 😛

  11. O tak to było by ciekawe… Hmm… Wolno odpowiadają, czasem ciężko się dogadać… to tylko kilka na start 😀

  12. No sieci jest coraz to więcej ludzi i masa ludzi tworzy blogi i szuka współpracy. Więc nie ma się co dziwić ze z czasem będzie więcej oszustów.

Pozostaw komentarz

Pamiętaj tylko proszę o polityce komentarzy! Komentarze służą do wyrażania opinii na temat opublikowanego tekstu, albo zadawania pytań jego dotyczących. Nie służą do reklamowania własnych stron ani zadawania pytań nie związanych z tematem wpisu. Jeśli masz pytanie, zadaj je na forum o zarabianiu na blogach albo napisz do mnie e-maila.

XHTML - możesz użyć tagów:<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

Jak zarabiam?

Na moich blogach i witrynach zarabiam między innymi sposobami podanymi poniżej.