Jak trafiłem na główną Demotywatorów i co z tego wynikło?

Stoję sobie spokojnie w kolejce w warzywniaku (chciałem kupić kartofle na obiad), gdy nagle odzywa się komórka w kieszeni, że dostałem nowego maila. Sprawdzam, faktycznie, ktoś podrzucił mi linka do demotywatory.pl z pytaniem, czy widziałem.*

Otwieram, patrzę, a tu na głównej stronie Demotywatorów wisi sobie okładka mojej książki zatytułowanej „Drewno zamiast benzyny…”.

Ucieszyło mnie to. Demotywatory to serwis o naprawdę olbrzymim zasięgu (1,2 mln fanów profilu na Facebooku, 10 mln odwiedzających miesięcznie, 300 mln wyświetleń miesięcznie), wyobraziłem sobie, że efekt tej przypadkowej promocji dla mojej książki będzie zauważalny. Oczywiście się pomyliłem.

Ale zanim napiszę o szczegółach, jeszcze kilka słów wstępu.

Książkę „Drewno zamiast benzyny…” przetłumaczyłem z anglojęzycznego oryginału, uzyskałem prawa do jej wydania i doprowadziłem do opublikowania w formie ebooka w Złotych Myślach. Na rynku pojawiła się w 2006 r., od tamtego czasu zarabia mi trochę pieniędzy. Opowiada o tym, jak zbudować uproszczony generator gazu drzewnego, czyli paliwa, które jest znacznie tańsze od benzyny, i jak go wykorzystać do zasilania pojazdu. W dobie rosnących cen benzyny

Mam też bloga DrewnoZamiastBenzyny.pl, którego prowadzę od 2004 r. (wcześniej jako statyczną witrynę z forum, teraz jako blog z forum), na którym promuję tę książkę.

Średnio 15 osób dziennie trafia na mojego bloga szukając hasła „drewno zamiast benzyny”. Spodziewałem się, że ten wskaźnik zmieni się znacząco i nie pomyliłem się. We wtorek liczba ta wyniosła 288, a we środę — 217 odwiedzin, czyli łącznie dzięki tej akcji miałem ok. 470 dodatkowych wizyt na stronie.

Na pieniądze to się nie przełożyło.

Jeśli chodzi o AdSense, DZB zarabia średnio niecałe 5€ dziennie. Liczba wyświetleń reklam AdSense była o ok. 10% większa, niż średnio, ale zarobki w ciągu tych dwóch dni wyniosły dokładnie tyle, ile średnia (z dokładnością do 0,02€).

Nieco lepiej wyglądało to w przypadku książek. Tak, jak przez cały styczeń sprzedało się łącznie 32 egzemplarze, tak w ciągu tych dwóch dni — 6 książek. Trudno tu jednak mówić o jakiejkolwiek prawidłowości, czy o związku przyczynowo-skutkowym między Demotywatorami a wynikiem sprzedaży. Gdyby średnio było 32 000 sprzedaży miesięcznie a w ciągu 2 dni 6 000, moglibyśmy mówić o tym, że ten wynik jest miarodajny.

Innych efektów nie zaobserwowałem, nie było ani więcej komentarzy, ani więcej maili do mnie, ani nic.

Czyli wychodzi na to, że wpływ Demotywatorów na bloga jest taki, jak i Wykopu, czyli nieznaczny.

* Tak naprawdę, to nie stałem wtedy w warzywniaku, tylko siedziałem w domu, ale to przecież nie ma żadnego znaczenia dla tej historii, prawda?

29 komentarzy do “Jak trafiłem na główną Demotywatorów i co z tego wynikło?”

  1. odwiedzalnosc demotywatorow jest olbrzymia, ale sprobuj spojrzec na czas, jaki jeden odwiedzajacy oglada obrazek, na ktorym jest okladka Twojej ksiazki 🙂

    tam sie po prostu skroluje z gory w dol i tyle. strzelam ze jeden demotywator to nie wiecej niz 2 sekundy

  2. Dokładnie tak jak jest napisano w pierwszym komentarzu, przeglądanie tej strony to nic innego jak „przewijanie”.
    Na dodatek trzeba by się zastanowić jaki jest średni wiek przewijających. O zainteresowaniach nie wspomnę.
    Ogólnie dużo różnych czynników, które nie idą w parze ze skutecznością takiej formy reklamy. Niestety?

  3. No, ale przyznam, że demotywator nawet całkiem trafiony. Szkoda, że demotywatory przeglądają głównie ludzie, którzy jeszcze nie mają swojego samochodu, bo może i lepiej by się to odegrało na sprzedaży?

  4. @borejko: gdzie widzisz taką informację?

    #Denis: demotywatory maja miesiecznie 10 milionow odwiedzin unikalnych ludzi. to prawie 1/3 Polaków. raczej bym w takim wypadku nie powiedzial ze odwiedza je jakas konkretna grupa ludzi, np bez samochodow

  5. @borejko – nie do końca, zobacz ile Krzysiek opublikował wpisów na tym blogu. Napisał, że 15 osób dziennie trafia szukając tylko frazy „drewno zamiast benzyny”. Zapewne inne frazy ze średniego czy długiego ogona ściągają mu sporą część ruchu dlatego takie zarobki. Poza tym tematyka też jest pewnie dość dobrze płatna.

  6. @Robert: Ja sprawdzałem, Jego blog ma podobne statystyki do mojego. Wpisów tak na oko ma kilkaset, ja blisko 2000 (www.gryfabularne.blogspot.com) . Gry fabularne czyli również nisza. I jakoś nie mogę ogarnąć tych 5$ dziennie.

  7. Mimo wszystko to sporo jak na stronę/blog. Przecież to około 600 zł 🙂

    O ile przekładalność na zarobki faktycznie znikoma to jednak reklama dobra bo tania. Szczególnie, że ciekawy obrazek potrafi systematycznie powracać i nawet jeśli to się nie przekłada na zysk to stronie też nie zaszkodziło(a mogły się pojawić głupie wpisy/komentarze). Ja i tak jestem zdziwiony takim rezultatem, sam praktycznie nigdy nie korzystam z linków proponowanych na stronach i ciężko mi przyjąć do wiadomości, że to działa(a wiem, że tak jest).

  8. @borejko. po pierwsze zobacz jak Ty umieszczasz reklamy, a jak Krzysiek. U Ciebie gdzies z boku, u Krzyśka w glownym miejscu. Po drugie – masz serwis o grach co celuje raczej w męski target a reklame widze loreal. nie dziw sie ze nikt nie klika 🙂

  9. IMHO,
    sprawą podstawową jest jakość odwiedzających, a nie ilość.
    Ktoś może się uśmiechnąć, bo po to tam przychodzi. Nie przychodzi natomiast po wiedzę, z konkretnego i wąskiego tematu.

    Nie ma potrzeby, nie ma transakcji. Klient staje się klientem, ponieważ posiada potrzebę, którą 'dostawca’ potrafi zaspokoić ( i ma czym). Koniec.
    Pozdrawiam.

  10. Z pewnością wzrost zarobków / sprzedaży byłby większy gdyby tematyka była inna. Książka jest raczej z dziedziny literatury technicznej, do której nie każdy ma przekonanie…. a w takiej sytuacji trzeba się cieszyć tym co jest, być może ktoś jeszcze wróci do Twojej książki za jakiś czas.

  11. @ tomek – nie tylko w twojej opinii, z własnej praktyki wiem, że przy dobrze stargetowanych reklamach na dobrze zrobionych stronach, można wyciągnąć średnio 4 zł brutto z jednego odwiedzającego (nie z jednej osoby która kliknie w reklamę).

  12. @konradk: liczyłem, że to hasło będzie aż tak kontrowersyjne, że ludzie będą chcieli zobaczyć, o co chodzi. Rzeczywiście, niewielką część z nich to zainteresowało.

    Może jakby okładka była lepszej jakości i było widać podtytuł? Kto wie. 😉

    @Krzysztof: jasne, że tak. Nie ma problemu, by tyle zarobić, jeśli np. reklamujesz programy partnerskie jakiś usług finansowych i masz wysoką prowizję od każdego leada. Na reklamach kontekstowych zaś — nie ma siły, by zarobić więcej, niż kilka groszy.

  13. Wiesz, ruch z wykopu czy demotów jest bezwartościowy z punktu widzenia sprzedaży produktów czy wykonania jakiejkolwiek akcji przez odwiedzającego, np. wypełnienie formularza kontaktowego.Wiem z doświadczenia, moje strony też średnio raz na miesiąc lądują na głównej Wykopu.Pamiętam że i właściciel Niebezpiecznika mówił to samo, że ruch z Wykopu jest bezużyteczny, bo nie przekłada się na konwersję.No może ktoś kliknie w reklamę, ale to nie może się równać ze sprzedażą szkolenia.

    Pozdrawiam
    Rafał

  14. Krzysztof nie wpisał ruchu z innych haseł, ani ogólnie ilości odwiedzin więc trudno ocenić czy to dobry wynik.

    Ruch branżowy, że tak powiem nie wpływa na zarobki(wątpię aby stali czytelnicy zarabiania na blogu klikali, podobnie z innymi serwisami) a jedynie zmniejsza CPC. Jak ktoś słusznie zauważył, ruch z demotywatorów szuka sensacji, chce igrzysk, a nie wiedzy, którą tu aż tryska.

    A poza tematem to dorzucę garstkę prywatnych przemyśleń, może ktoś wykorzysta na wpis (nie moja tematyka). Dla Polski winno się ustalić zupełnie inne zasady, przede wszystkim google emitując reklamę zgadza się na załączenie adresu www, a przecież, jeśli klient jest zainteresowany towarem bądź usługą, nie będzie patrzeć na adres www, a zwyczajnie kliknie. Powstają dwa pytania:
    -komu to służy?
    -czy aby nie jesteśmy najznakomitszym źródłem reklamy wizerunkowej?:)
    Napisałem dla Polski, tutaj łatwiej przepisać adres aniżeli kliknąć.

    Jeszcze jeden ciekawy wątek, niedawno na blogu znajomego pojawił się wpis dotyczący wcześniej bezpłatnej, a teraz płatnej wyszukiwarek spółek giełdowych. Autor włożył dwa lata pracy nawiasem mówiąc i nie dziwi, że chce zarobić. A teraz uwaga komentarz.

    Komentujący pisze, 29zł/m-c to niewiele, ale zawsze można kupić z kolegą na pół. Rozbrajające, to tylko w Polsce tak.

    Gdybym był autorem wprowadziłbym za 29 zł możliwość wygenerowania 5 raportów, przynajmniej miałbym świadomość, że mnie nie okradną.
    Podobnie rzecz ma się z ebookami, po co kupić skoro można ściągnąć.

    Przepraszam, że przydługo, jednak z rzadka piszę na takie tematy.

    Pozdrawiam kreatywnych

    Krzysztof

  15. W zasadzie to trochę demotywujące, że obrazek na demotywatorach nie przełożył się na zainteresowanie książką. Wniosek z tego taki, że odwiedzający ten serwis tak naprawdę nie zwracają zbytniej uwagi na treści tam zamieszczane. Ot zobaczyć śmieszny obrazek i scroll down… Coś ambitniejszego czy zawierającego w sobie bardziej inteligentny humor lub przesłanie już nie jest tak popularne.

  16. Myślę, że tego typu promocja miałaby sens gdyby zapewnić sobie stały napływ gości ze stron tego typu. Wtedy można by faktycznie ocenić wpływ tych serwisów na sprzedaż etc.

  17. Ludzie wchodzą tam dla rozrywki, jest to raczej mało wartościowy użytkownik pod względem dopasowania go pod reklamę. Chociaż myślę, że paru osobom może utkwić gdzieś w świadomości taki obrazek co spowoduje że kiedyś tam może się zainteresować taką tematyką jak np. „drewno zamiast benzyny”.

  18. Jak to mówia, nie ważne czy piszą dobrze, czy źle, ważne że piszą. Ja też zaczynam pisac bloga, może z czasem również trafię na demotywatory.

  19. Marketing jest 🙂 Ciekawe, jak ze wzrostem sprzedaży będzie. Ale każdy przeczyta przynajmniej opis książki w sieci, tego można być pewnym.

  20. Po prostu demotywatory odwiedza głównie młodzież i dzieci, a oni nie są zainteresowani zakupami. Dorośli natomiast aby się odprężyć a nie robić zakupy.

  21. korzystając z okazji, że pojawił się temat demotywatorów, chciałbym przypomnieć, iż od w necie jest mnóstwo podobny stron: wiocha, hopah, zlewik, wikary itd… ciekawi mnie, jak wygląda biznesowo prowadzenie tego typu serwisików. (innym typem są tzw. tuby, czyli stronek opartych na embedowaniu śmiesznych filmików)
    czy autor tego bloga mógłby napisać coś mądrego o tego typu działolności? jakieś rady dać, co zrobić, by być w tym górnym 20%? nie wierzę, że autor tego bloga sam bym chciał się w to bawić, więc doradzić innym może – zwłaszcza, iż większość tego typu stronek działa na zasadzie bloga: u góry, to co nowe – stare daleko

  22. Uogólniając zmierzam do tego, iż chętnie bym przeczytał ciekawy artykuł ALBO komentarz o zarabianiu na blogu nie opartym o wiedzę, tylko jakimś rozrywkowym, fotograficznym (ze zdjęciami, nie „jak robić i obrabiać fotki”), literackim czy innym artystycznym bądź politycznym, w skrócie: nie nastawionym na przekazywanie przydatnych w życiu czy biznesie informacji. hej.

  23. Patrząc na te wyniki to i tak nie jest źle, może wielkiego ruchu i sprzedaży nie było, ale zawsze coś. Mamy kryzys, ludzie niechętnie wydają pieniądze.

  24. @Wiesław: autor tego bloga na pewno nic takiego nie napisze, bo nie ma o tym bladego pojęcia. A oprócz tego nie ma w zwyczaju wymądrzać się na tematy, na których się nie zna (albo przynajmniej nie wydaje mu się, żeby się znał). 😉

  25. Demotywatory to bardzo dobra platforma darmowej reklamy 🙂 zrozumiałe, że owa jest tępiona na tym serwisie. Sam mam kilka „demotów” na stronie głównej. Niektóre z wplecionym adresem w obrazku, niektóre z podpisem jako źródło – te jednak są usuwane przez moderację. I o dziwo – ludzie wchodzą. Czytają źródła, klikają.

  26. Po prostu demotywatory odwiedza głównie młodzież i dzieci, a oni nie są zainteresowani zakupami. Dorośli natomiast aby się odprężyć a nie robić zakupy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *